Cztery piki skurczybyki

Agnieszka Kobylańska
opublikowano: 2018-11-29 22:00

Dobry brydżysta tak jak menedżer musi szybko podejmować decyzje, ocenić, jaki kontrakt zagrać. Brydż rozwija umiejętności logicznego myślenia, podtrzymuje kondycję umysłową. Brydżyści są cenieni na rynku pracy.

„Ciach w piach!”, „Ryp w pip!” — w szkole Nauka Brydża z oddziałami w Warszawie, Poznaniu, Krakowie — odzywek jak z „Tanga” Sławomira Mrożka nie słychać. Nikt też nie pociąga piwa z butelki. Kursanci siedzą grzecznie przy nakrytych zielonym płótnem stołach. Przez pierwszą część zajęć słuchają wykładu, potem trenują.

— Brydżowe powiedzonka… Cóż, odeszły już do lamusa, nawet to, że „karta lubi dym”. Odkąd gram w brydża, czyli od 15 lat, podczas turniejów nie pali się papierosów, nie mówiąc już o piciu alkoholu. Brydż to sport, każdy chce wygrać, jest rywalizacja i nie trzeba się sztucznie pobudzać — twierdzi Łukasz Witkowski, dyrektor oddziału szkoły w Warszawie.

Precyzja jak w muzyce

Przy stoliku siada czterech graczy, parę stanowią ci naprzeciw siebie. Każdy otrzymuje

13 kart. Podczas licytacji deklarują wzięcie określonej liczby lew (kart leżących na stole po jednej kolejce, czyli po tym, jak każdy z graczy wyłożył swoją kartę). Z zawartego kontraktu trzeba się wywiązać podczas rozgrywki. Wygrywają ci, którzy uzyskają najlepszy wynik punktowy.

— Rozpoczęcie gry to moment, który lubimy najbardziej. Ale żeby grać, trzeba poznać zasady i umieć je zastosować — mówi Łukasz Witkowski.

Brydż sportowy różni się od brydża towarzyskiego, zwanego również robrowym. Główna różnica jest taka, że w brydżu towarzyskim bez „dobrych” kart trudno wygrać, w sportowym jest to możliwe. A to dlatego, że każda para podczas turnieju gra rozdanie dokładnie tymi samymi układami kart, czyli ma tyle samo asów i innych figur lub blotek w konkretnym kolorze. Również przed zajęciami brydżowymi instruktorzy odpowiednio układają karty. Pozwala to wyćwiczyć zagrania i daje możliwość rozwiązywania skomplikowanych problemów.

— Ważne, żeby się nauczyć dobrze wistować, czyli wiedzieć, którą kartę położyć pierwszą na stole, bo ma to wpływ na całą rozgrywkę. To jeszcze sprawia mi trudność. Ale rozgrywam już dobrze, bo w brydżu, jak w muzyce, wszystko jest precyzyjne, oparte na ścisłych matematycznych zasadach tak jak zapis nutowy — mówi Anna Lubańska, śpiewaczka operowa i kursantka w Nauce Brydża.

W grze liczy się wspólna strategia. Wygrana zależy w dużej mierze od współpracy z partnerem.

— Kiedy partner chce np. zagrać w kiery, to musimy albo go w tym poprzeć, albo zasugerować, że nie jest to najlepsze rozwiązanie. Niebagatelną rolę odgrywają też układy. Trochę jak w polityce. Chociaż w brydżu mówimy oczywiście o układzie kart. Od prawidłowej ich oceny zależy sukces. No i trzeba umieć dobrze licytować. Jak ktoś za dużo wylicytuje i potem „nie dotrzyma słowa”, to punkty otrzymują przeciwnicy — tłumaczy Łukasz Witkowski.

Naprzeciw arcymistrza

Wielu polityków gra w brydża. Na turniejach przez lata pojawiał się Janusz Korwin-Mikke, tytuł mistrza międzynarodowego ma poseł Tomasz Latos, organizatorem brydżowych turniejów jest senator Aleksander Bobko. Dobrymi brydżystami są też menedżerowie. Szybko podejmują decyzję, potrafią wyjść z podbramkowej sytuacji. Podczas jednego rozdania brydżysta musi podjąć kilkanaście decyzji, poprawnie ocenić, jaki kontrakt zagrać, więc takie umiejętności się przydają.

— Brydż rozwija umiejętności logicznego myślenia i podtrzymuje kondycję umysłową, co jest szczególnie ważne w dojrzałym wieku. To doskonały trening pamięci. Przez 4-5 godzin, bo tyle trwają turnieje, zawodnicy są maksymalnie skupieni. Zauważyłem, że przekłada się to na efekty w pracy. Podczas wielogodzinnych negocjacji wciąż jestem świeży, nie męczę się, zachowuję trzeźwość myślenia i potrafię dalej maglować przeciwnika. Dlatego brydżyści są poszukiwanymi pracownikami na rynku — uważa Robert Głodowski, wiceprezes firmy Eskom, ekonomista i informatyk z wykształcenia, który od czterech lat szkoli umiejętności w Nauce Brydża.

Ta gra zapewnia dużą dawkę adrenaliny. Turnieje są emocjonujące, często się okazuje, że naprzeciw początkującego gracza siada arcymistrz brydżowy i trzeba podjąć z nim walkę.

— Kilka razy udało mi się nawet wygrać taką rozgrywkę, bo brydż to również gra losowa, więc przy odrobinie szczęścia można odnieść zwycięstwo. Oczywiście na dłuższą metę nie jest to możliwe i dlatego wyższe rangą turnieje mają co najmniej 50 rozdań, a gra toczy się przez wiele godzin — wyjaśnia Robert Głodowski.

Z pedagogicznym zacięciem

W szkole Nauka Brydża w Warszawie zajęcia odbywają się codziennie w kilku grupach na różnych poziomach. Flagowym produktem jest kurs Od Dwójki do Asa adresowany do tych, którzy jeszcze grać w brydża nie umieją. Ale można też doskonalić brydżowe umiejętności w grupach eksperckich.

— Okazuje się, że nawet doświadczonym brydżystom zdarza się popełniać podstawowe błędy. Dlatego coraz więcej graczy zapisuje się na nasze kursy. Na tych spotkaniach systematyzujemy brydżową wiedzę, doskonalimy technikę gry i pokazujemy, jak się wyzbyć złych nawyków — mówi Łukasz Witkowski.

Wykładowcami są utytułowani zawodnicy.

— Mam tytuł drużynowego mistrza świata juniorów, który zdobyłem w Chinach. Ta praca to moje hobby, bo z wykształcenia jestem ekonomistą i pracuję w branży online marketingu, w firmie RTB House. Podobnie inni instruktorzy: Igor Łosiewicz, inżynier budownictwa, również ma tytuł drużynowegomistrza świata i swój wolny czas poświęca na prowadzenie zajęć. Mamy też w zespole Hannę Ciuńczyk, srebrną medalistkę mistrzostw Europy i mistrzostw świata juniorek, która z wykształcenia jest lingwistką — wylicza Łukasz Witkowski.

Szkołę wspiera doświadczeniem Krzysztof Jassem, jeden z największych polskich brydżystów, trzykrotny mistrz świata, autor publikacji brydżowych. Mistrz gościnnie prowadzi wykłady i gra w organizowanych przez szkołę turniejach. To właśnie jego synowie Piotr i Paweł Jassemowie, również wyszkoleni zawodnicy brydżowi, założyli pierwszą szkołę pod szyldem Nauka Brydża.

— Otworzyliśmy ją z bratem siedem lat temu w Poznaniu. Filia w Warszawie działa od czerech lat — mówi Piotr Jassem, dyrektor szkoły w Poznaniu.

Z wykształcenia jest informatykiem. Swój czas dzieli między dwie firmy. Pracuje w XTM International Limited, firmie tworzącej oprogramowania wspomagające tłumaczenia i zarządzającej projektami tłumaczeniowymi.

Jest pasjonatem rozwoju nowych technologii. Szkołę Nauka Brydża obsługuje więc od strony informatycznej: wykonał stronę internetową, zaprojektował system do obsługi przyjmowania płatności. Oczywiście prowadzi też zajęcia brydżowe.

— Brydż jest obecny w moim życiu, odkąd pamiętam. Grali rodzice, ciotki, wujkowie, a nawet dziadkowie. Wszyscy w rodzinie mają zacięcie pedagogiczne, które i ja odziedziczyłem. Ojciec, arcymistrz brydżowy, jest profesorem na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, mama uczy w liceum, dziadek był wykładowcą akademickim. My z bratem zaczęliśmy grać jako dzieci: Paweł miał sześć lat, ja dziewięć. Brat ma większe osiągnięcia jako zawodnik, ja mam talent menedżerski i dlatego razem prowadzimy szkołę — opowiada Piotr Jassem.

Sposób na życie

Szkoła brydżowa to biznes oparty na pasji i własnej pracy. Nie wymaga dużych nakładów finansowych.

— My z bratem zaczęliśmy praktycznie bez pieniędzy. Pierwsze zajęcia zorganizowaliśmy w małej salce w jednym z centrów sportowych w Poznaniu, którą na początku za darmo użyczali nam znajomi. Dwa razy w tygodniu przychodziło do nas kilkanaście osób, żeby się uczyć i pograć w brydża. Stopniowo chętnych przybywało. Obecnie w Poznaniu mamy 80 kursantów. Zaczęliśmy do naszych działań podchodzić biznesowo. Zmieniliśmy lokal. Wynajęliśmy sale w dobrych miejscach: w Hotelu Koral i restauracji na Starym Rynku. Koszt wynajęcia sali w hotelu to kilkaset złotych miesięcznie, za wynajęcie restauracji rozliczamy się w barterze — informuje Piotr Jassem.

Bracia Jassemowie zaprosili do współpracy swoich kolegów brydżystów, żeby prowadzili u nich zajęcia. Istotnym kosztem są ich honoraria, a także podstawowe brydżowe akcesoria, czyli karty, pudełka na rozdania do brydża sportowego, pudełka do licytacji, sukna. Potrzebny jest też dodatkowy sprzęt dla podniesienia jakości zajęć, czyli tablety, laptop do liczenia wyników, licencje na programy oraz rzutnik do wyświetlania prezentacji. Należy uwzględnić również koszt pozyskania klientów, czyli marketing, którym zarządza Łukasz Witkowski.

— Otworzyliśmy filie w innych miastach. Tak powstały szkoły w Warszawie i Krakowie. Warszawska jest największa. Mieści się w centrum miasta, przy ulicy Polnej. Brydża uczy się tu ponad sto osób. Koszty prowadzenia działalności w stolicy są wyższe, np. za wynajęcie sal płacimy około 2 tys zł. miesięcznie, więc nieco wyższe są również opłaty za kursy. Za podstawowy trzeba zapłacić 350 zł, w Poznaniu — 200 zł. Do biznesu od dawna już nie dokładamy — twierdzi Piotr Jassem.

Kursanci zapisują się zwykle na kilka poziomów nauki, więc ich przygoda trwa więcej niż miesiąc.

— Nasi kursanci to głównie osoby pracujące zawodowo, po 30. roku życia. Staramy się przekonać ludzi, że na to, by obudzić w sobie pasję, nigdy nie jest za późno — podkreśla Łukasz Witkowski.

Szkoły stawiają też na integrację. Brydżowe zajęcia to okazja, by poznać nowych ludzi, nawiązać znajomości. Kilka razy w roku organizowane są wyjazdowe sesje brydżowe, na których odbywają się szkolenia i turnieje. Można wtedy nie tylko sprawdzić w praktyce umiejętności brydżowe, ale też potańczyć, czy zrelaksować się na zajęciach sportowych.

— Brydż pozwala mi się odstresować, oderwać od rzeczywistości. To tak jak z jazdą na nartach czy muzyką — jak zaczniesz, to pochłania cię to całkowicie. Na zajęcia chodzę razem z mężem, wcześniej uczyli się tu moi teściowie. Brydżem „zaraziłam” już wielu znajomych — ujawnia Anna Lubańska.

Grając w brydża, nie trzymaj się za ucho

W szkole prowadzone są również zajęcia z brydżowego savoir-vivre’u.

— Jedną z podstawowych zasad, a zarazem najczęściej łamaną, jest ta, że gracz może dotykać wyłącznie swoich kart. A jest taki odruch, że chcąc zobaczyć ostatnią lewę, gracze odkrywają karty na stole. Jeśli chce się sprawdzić karty, trzeba zapytać o zgodę osoby, z którą gramy — wyjaśnia Łukasz Witkowski.

Rozgrywki na ważniejszych zawodach brydżowych są nagrywane. Dzięki temu można potem udowodnić oszustwa. Niedawno o niedozwolone zachowania podczas turniejów oskarżono kilka najlepszych par brydżowych świata. Polskiej parze oszustwa nie udało się udowodnić, chociaż dla brydżystów jasne było, że grali „nieczysto”. Okazało się, że w najważniejszych momentach rozgrywki jeden z partnerów… zawsze trzymał się za ucho.

— Polską parę spotkał za to ostracyzm środowiska i nie są już wpuszczani na zawody brydżowe. Nam sporne problemy, chociaż nie tego kalibru, pomaga rozwiązać Paweł Szymaszczyk, jeden z najlepszych sędziów brydżowych, który pracuje w naszym zespole — twierdzi Łukasz Witkowski.

Brydżyści stanowią zgraną społeczność, bo brydż, jak mówią, to sposób na życie.

— Nie tylko gramy razem, ale też dyskutujemy i po prostu lubimy spędzać ze sobą czas. Mamy swoją drużynę brydżową. Zaczęliśmy od piątej ligi warszawskiej, teraz jesteśmy w czwartej. Może uda się nam w przyszłości wygrać międzynarodowy turniej — ma nadzieję Robert Głodowski.

Najbardziej prestiżowe turnieje brydżowe rozgrywane są w USA trzy razy w roku. Przyciągają najlepszych graczy z całego świata. Polacy również biorą w nich udział i często wygrywają. Jeśli chodzi o grę w brydża, to należymy do światowej czołówki.

Polskie sukcesy

Brydż wywodzi się z angielskiej gry zwanej wistem. Stała się popularna w XIX w. nie tylko na Starym Kontynencie, ale również w Stanach Zjednoczonych i Rosji, gdzie zaczęto organizować międzynarodowe turnieje. Pierwsza olimpiada brydżowa odbyła się w 1960 r. Polacy wygrali olimpiadę brydżową w Seattle w 1984 r. Na kolejny tak duży sukces trzeba było poczekać aż do 2015 r., kiedy na zawodach na Bali drużynowe mistrzostwo świata zdobyła reprezentacja Polski z Krzysztofem Jassemem na czele.