Polski Związek Brydża Sportowego

PZBS

KRS 0000219753, NIP: 525-16-56-918, Organizacja Pożytku Publicznego

konto PZBS: 07 1240 6175 1111 0000 4577 6692

W WBF lepiej niż w Watykanie

Kościół katolicki ma jednego emerytowanego papieża. W Światowej Federacji Brydżowej (WBF) od czwartku jest dwóch Presidents Emeritus. Tak się jakoś w tej organizacji ułożyło, że trzeci z rzędu wybrany nowy prezydent (José Damiani – Gianarrigo Rona – Jan Kamras) przechodzi tę samą drogę. Wiedzie ona od steru Europejskiej Federacji Brydżowej (EBL) na kapitański mostek światowej. A poprzednik zostaje honorowany właśnie tytułem Emeritusa, czyli w polskiej terminologii: prezesa honorowego. Od wczoraj obok José Damianiego jest nim też Gianarrigo Rona, ale 82-letni Włoch formalnie ma jeszcze pełnię władzy do końca roku, kiedy to rozpocznie się kadencja dziesięć lat od niego młodszego Szweda z Malmö.

 

Tomasz Wolfke: – Czy ta europejska sukcesja jest przypadkowa, czy też w WBF to jakaś niepisana reguła, prawo zwyczajowe?

Gianarrigo Rona:– Oczywiście nie! (uśmiech) Mamy w pełni demokratyczne, ściśle uregulowane statutem wybory zarządu, choć Jan rzeczywiście był jedynym kandydatem na prezydenta. Po prostu Europa jest zdecydowanie najsilniejszą brydżowo strefą na świecie. WBF ma z tego kontynentu blisko pięćdziesięciu członków, czyli prawie połowę ze stu siedmiu narodowych związków brydżowych, które należą do światowej federacji. A – na przykład – w Ameryce Północnej są tylko trzy. Jeśli dobrze liczę, na dwunastu prezydentów w całej historii, od 1958 roku, dziewięciu to Europejczycy. Oczywiście grających Amerykanów, Chińczyków czy Hindusów jest więcej, ale serce brydża bije na Starym Kontynencie. Tu są najstarsze tradycje i kultura brydżowa, edukacja w szkołach, kluby…

Poza tym taki mamy model zarządzania naszą organizacja, że funkcja prezydenta WBF jest całkowicie non-profit, a nawet – co wiem z własnego doświadczenia – nie wymaga może dopłacania ze swojej kieszeni, ale nie da się jej pogodzić z jakąkolwiek pracą zawodową. Nie jest zatem łatwo znaleźć takiego „wariata”, który poświęci się za darmo robocie, często trwającej po kilkanaście godzin na dobę. Ja mogłem sobie na to pozwolić dopiero jako emeryt. A i tak chcę najpiękniej jak umiem podziękować mojej rodzinie – żonie, córce, synowi, wnukom – za to, że tyle lat akceptowali moją jeśli nie fizyczną, to na pewno mentalną „nieobecność”.

 

– Odchodzi Pan po trzech kadencjach. Spełniony?

– Przeżyłem dzięki brydżowi fantastyczną, długą przygodę. Zaczęła się pod koniec lat siedemdziesiątych we włoskim związku. Bardzo wiele zawdzięczam światowej rodzinie brydżowej. Zjeździłem niemal wszystkie kraje świata, bo nie było szans wysłać na przykład członka zarządu – wszędzie chcieli, żeby przyjechał osobiście prezydent… Nie tylko poznałem ludzi z całego świata, ale niezwykle wiele się od nich nauczyłem. Innych kultur, sposobów myślenia czy rozwiązywania problemów, porównywania wszelkich idei i ucierania kompromisów.

Nie odchodzę z powodu złego stanu zdrowia. Wciąż jestem pełen entuzjazmu, ciekawy świata, z jasnym umysłem i sprawnym ciałem. Bardzo mnie na przykład teraz ekscytuje, jak to będzie przeorganizować sobie na nowo życie po osiemdziesiątce. Na pewno wreszcie przeczytam te książki, które kupowała mi żona, a ja – mimo że uwielbiam czytać! – odstawiałem je na regał, bo po całym dniu studiowania przeróżnych papierzysk – umów, regulaminów, projektów etc. – wieczorami nie miałem już siły spojrzeć na słowo pisane i zostawał tylko telewizor. No i weźmiemy sobie znowu psa, w miejsce ukochanej suczki – owczarka, która odeszła od nas dwa lata temu… Jestem zatem spełniony, wolny i szczęśliwy. Także dlatego, że zyskałem tysiące nowych znajomych i przyjaciół.

 

– Wśród nich jest z pewnością wielu Polaków…

– No pewnie, mógłbym wymieniać godzinami, jeśli o kimś zapomnę, to z góry przepraszam… Zaczęło się jeszcze w czasach kiedy sam grałem, a wtedy brydż włoski i polski były ze sobą bardzo blisko. Myśmy jeździli do was, wy – do nas. Taki na przykład turniej Tropheo Campari w Mediolanie to czasem były niemal międzynarodowe mistrzostwa Polski! Wymienię z tamtych czasów tylko najlepszych z polskich rywali, a równocześnie moich wspaniałych kolegów: (Marek) Kudła, (Andrzej) Milde, Marian Frenkiel – znakomity gracz, ale i prezes waszego związku, (Andrzej) Macieszczak, (Andrzej) Wilkosz, (Łukasz) Lebioda… Później „juniorzy”, którzy dziś są seniorami: para (Krzysztof) Martens / (Tomasz) Przybora, Apolinary Kowalski, (Cezary) Balicki, (Adam) Żmudziński, małżeństwo (Irena i Jan) Chodorowscy, (Piotr) Gawryś, którego nazywaliśmy „Diabolo”… No i wreszcie obecne gwiazdy: (Jacek) Kalita, (Michał) Nowosadzki, (Michał) Klukowski… Dużo i dobrze współpracowało mi się z waszym poprzednim prezesem Radkiem Kiełbasińskim.

Ja w Polsce byłem na pewno kilkanaście razy, w samym tylko Wrocławiu jestem po raz piąty. Czuję się u was jak w domu, mam wspaniałe wspomnienia i jestem dumny z waszego rozwoju i postępu, zresztą nie tylko brydżowego. Organizujecie – dużo i dobrze – międzynarodowe zawody, brydż fantastycznie się u was rozwija, jesteście w trójce-piątce – obok Francji, Holandii, Włoch czy Stanów Zjednoczonych – światowych potęg. I to pod każdym względem: sportowym, popularyzatorskim, nauczania, organizacyjnym. Życzę wam wszystkiego najlepszego, tak trzymać! A ja może wpadnę jeszcze do Polski, jako turysta, bo na przykład nie byłem jeszcze w Krakowie.

 

– A w tym czasie… z jakimi problemami będzie się borykał Pana następca?

– Sytuacja finansowa WBF jest stabilna i nie widać zagrożeń, żeby miało się to zmienić. Niestety, przez pandemię straciliśmy dwa pełne lata grania. Co gorsza, straciliśmy w tym czasie również mnóstwo brydżystów. I to nie tylko w tym najbardziej tragicznym, dosłownym znaczeniu – choć z mojego pokolenia odeszło na zawsze wielu; zbyt wielu… Na całym świecie zamknięto wiele klubów brydżowych, ludzie odeszli od pokrytych zielonym suknem stolików. Tak, jak przestali chodzić do kina czy teatru albo do pracy w sensie miejsca jej wykonywania. A nasz sport jest sportem, który rozgrywa się przy stole, sportem socjalnym. Jego sól to rywalizacja podczas realnych a nie wirtualnych spotkań – na każdym poziomie, mistrzowsko sportowym czy rodzinnie towarzyskim. Musimy to odbudować! A także zarazić młodzież na całym świecie bakcylem brydża. Bo przecież ktoś musi nas przy tych stolikach zastąpić… Mocno wierzę, że tak będzie, a promyczek nadziei zobaczyłem kilka tygodni temu podczas Festiwalu Młodzieży w Salsso Maggiore, w którym zagrały cztery teamy z kompletnie do tej brydżowo egzotycznego Ekwadoru.

 

Gianarrigo RONA

Urodzony 18 listopada 1940 roku w Rymie, mieszka – a raczej: pomieszkuje, bo trzysta dni w roku spędza poza domem – w Pawii (Lombardia). Włoską mistrzynią brydżową była jego matka Anna Claudia. Z wykształcenia prawnik (czwarte pokolenie kontynuowania rodzinnych tradycji). W młodości grał nie tylko w brydża, ale i w koszykówkę – we włoskiej pierwszej lidze; działał także w sportach motorowodnych.

Ostatni turniejem, w jakim wziął udział jako zawodnik, był pierwszy Rosenblum Cup w 1978 roku (wygrany zresztą przez polski team: Frenkiel, Macieszczak, Połeć i Wilkosz). W 1986 roku został prezesem Włoskiego Związku Brydżowego (FIGB) i piastował to stanowisko do 2009 – równolegle do prezydentury w Europejskiej Federacji Brydżowej (EBL) od 1999 roku. W 2010 został wybrany prezydentem Światowej Federacji Brydżowej (WBF), jego trzecia i ostatnia kadencja zakończy się 31 grudnia 2022 roku.

 

Gianarrigo Rona (z lewej) kończy, a Jan Kamras zaczyna prezydenturę w WBF.

Dofinansowano ze środków budżetu państwa z części, której dysponentem jest Minister Sportu i Turystyki .